Nagrody Historyczne POLITYKI dla najlepszych książek roku – wśród nagrodzonych Prof. Maria Halamska

Książki historyczne wciąż są wydawane i czytane. Wciąż budzą spory, przynoszą wiedzę i wzruszenie. A pandemia bynajmniej nie obniżyła kryteriów wyboru laureatów tegorocznych Nagród Historycznych POLITYKI...
Po raz drugi – mam nadzieję, że ostatni – przychodzi nam przyznawać doroczne Nagrody Historyczne w okolicznościach pandemii. Nie wpływa ona na pracę kapituły. Ale każda uroczystość rozdania nagród była okazją do spotkań, dyskusji, zakupu książek, rozmów o planach wydawniczych. I zawsze towarzyszyła jej ta odrobina niepokoju, niepewności: kto z nominowanych usłyszy „and the Oscar goes to…”. A potem laudacje. Co juror to inny styl. Ale wszystkie błyskotliwe, skrzące się anegdotami i osobistą refleksją. I jeszcze ważna część ceremoniału – improwizowane wypowiedzi laureatów. Tego brak. Szkoda. Przecież – wierzę, wkrótce do tego wrócimy. Na razie laudacje muszą być tylko na papierze, a więc ograniczone w rozmiarach, wyliczone w znakach. Na szczęście książki historyczne wciąż są wydawane i czytane. Wciąż budzą spory, przynoszą wiedzę i wzruszenie. A pandemia bynajmniej nie obniżyła kryteriów wyboru laureatów tegorocznych Nagród Historycznych POLITYKI.
REDAKTOR NACZELNY JERZY BACZYŃSKI
***
Kolejna już, 62. edycja konkursu dobiega końca. Chciałbym przedstawić uzasadnienie podjętych decyzji, a także zwrócić uwagę na kilka książek, których w ogóle nie rozpatrywano jako kandydatek do nagrody, ale warto, wręcz trzeba o nich wiedzieć.
Maria Halamska, laureatka nagrody w dziedzinie prac naukowych i monografii, wpisuje się książką o wsi polskiej ostatnich stu lat w dyskusję o miejscu i roli czynnika ludowego w dziejach narodowych. Spory rozgorzały na nowo (również na naszych łamach) za sprawą dwóch bardzo nowatorskich, inspirujących książek – Adama Leszczyńskiego „Ludowej historii Polski” i Radka Raka, laureata ubiegłorocznej nagrody Nike, za opowieść o Jakubie Szeli. Odsyłam czytelnika do znajdującej się obok wnikliwej laudacji pióra prof. Dariusza Stoli. Przytoczę natomiast kilka zdań z tekstu nominacji, tegoż jurora, z poprzedniego numeru POLITYKI: „Książka Marii Halamskiej należy do rzadkiego i cennego gatunku prac przedstawiających wielkie tematy w zwięzły i zrozumiały sposób. (…) Jest to historia wielkich struktur społecznych i zmian dokonujących się niepostrzeżenie, bo trwających dekady. Odbijają się w niej losy poszczególnych ludzi, rodzin i wiosek…”.
Wśród pamiętników zajaśniało, wręcz zabłysło „Było, minęło…” Bohdana Korzeniewskiego. Cóż to za znakomite czytadło, jakaż wspaniała proza. I ponad wszystko zmysł obserwacyjny. Każdy opisany epizod życia jest ciekawy: i rodzinny rodowód, i lata szkolne w mieście powiatowym, i ludzie, i atmosfera Paryża późnych lat 30. (pobyt stypendialny), i odkrywcze (również dla mnie) sceny z Auschwitz (był jednym z nielicznych zwolnionych z obozu). Ale wręcz powalają na kolana dwa fragmenty życiorysu. Jeden to historia przedstawienia sztuki „Grzech” Żeromskiego w Teatrze Kameralnym w Warszawie, gdy Korzeniewski tam dyrektorował, a Biuro Polityczne z Bierutem zechciało obejrzeć ten spektakl. Jeżeli może być jakaś ilustracja do słynnej pracy Milovana Dżilasa „Nowa klasa”, to jest nią właśnie wspomnienie Korzeniewskiego. Ale jeszcze ciekawsza, wręcz wywołująca dreszcze, jest relacja z odzyskiwania księgozbioru warszawskich teatraliów, wywiezionych przez Niemców na Dolny Śląsk. Jeszcze trwa wojna, Wrocław i Berlin jeszcze nie są zdobyte, a Korzeniewski próbuje już odzyskać – bez przesady: z narażeniem życia – książki z terenów, gdzie panuje prawo wojny, a panem życia i śmierci jest miejscowy komendant lub szef wywiadu radzieckiego.
Kilku spośród jurorów miało ochotę napisać laudację tej książki, ale Marcinowi Zarembie najbardziej się to należało. W końcu to on, w swoim czasie, najlepiej opisał w „Wielkiej trwodze” kondycję społeczeństwa, stan umysłów i nastroje w okresie tużpowojennym.
Wyróżnieniem pracy Aleksandry Leyk i Joanny Wawrzyniak „Cięcia. Mówiona historia transformacji” jury zbliżyło się do współczesności. Skutki transformacji lat 90. dostrzegamy i odczuwamy nadal niemal każdego dnia. Również w decyzjach wyborczych Polaków w drugiej dekadzie XXI w. Stąd pytania. Co było nieuchronne przy zmianie ustroju, a jakie błędy były do pominięcia? Czy rozstrzygnięcia narzucone przez wolny rynek mogły być regulowane? W jakim stopniu upadek poszczególnych modelowych PRL-owskich fabryk i przedsiębiorstw zachwiał poczuciem stabilizacji i wręcz godności ludzi tam zatrudnionych? Nagrodziliśmy autorki za umiejętność wywoływania nowych źródeł. Ich doświadczenie jako socjolożek okazało się nader przydatne w tworzeniu źródeł historycznych. Potwierdza się teza, że dzisiaj jest już historią dla dnia jutrzejszego.
Teraz przerywnik. Otóż na pograniczu działu źródeł i pamiętników mieszczą się dwa bardzo ważne zbiory wspomnień, które opublikowano w ubiegłym roku. Wydane przez Ośrodek KARTA i Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia „Przerwane biografie” zawierają relacje deportowanych z Polski w głąb Sowietów w latach 1940–41. Bardzo ważnym dopełnieniem tej antologii jest rozdział o powrotach. Najprostsze były z armią Berlinga, inne – bardziej skomplikowane, po długim oczekiwaniu na repatriację, na akceptację władz radzieckich, na niepewne środki transportu itp. Koresponduje z tą pozycją inna, wydana przez Żydowski Instytut Historyczny „Syberiada Żydów polskich. Losy uchodźców z Zagłady”. Przyjmuje się, że jedna trzecia obywateli polskich zesłanych na Syberię to byli Żydzi. A jednym z celów publikacji, o której mówimy, jest zwrócenie uwagi na „problem nieobecności wątku żydowskiego w polskiej kulturze pamięci o Syberii”.
Wracam do głównego tematu. Jurorzy byli zgodni (prawie zgodni), że – wśród debiutantów Katarzyna Rembacka świetnie sobie poradziła w prowadzeniu kwerendy i wykazała się umiejętnością krytyki źródeł swojej pracy. Przedstawiła zawiłą postać ideowego komunisty, jakim był Leonard Borkowicz, oraz jego drogi i przyczyny przejścia na całkowicie odmienne pozycje ideowe i polityczne. Ciekawe są również inne nominowane debiuty – mam nadzieję, że ich autorzy pojawią się ze swoimi tematami na łamach historycznych POLITYKI.
Last but not least. Nasz długoletni juror, śp. prof. Wojciech Wrzesiński, wielokrotnie apelował o ustanowienie nowej kategorii nagród – za prace popularnonaukowe, za reportaż historyczny i publicystykę historyczną. Redakcja wyszła naprzeciw temu postulatowi (wspomożona przez pozaredakcyjnych donatorów) i pomysł sprawdził się doskonale. W tej nowej kategorii Maciej Łubieński dostał wszystkie głosy jurorów – za rozmach pisarski, za włączenie wątków rodzinnych w losy narodu i społeczeństwa, za świetne kwalifikacje zawodowo-historyczne, za wielki talent pisarski.
Sądzę, że jestem uprawniony do stwierdzenia, że jest to przypadek „primus inter pares” – najlepszego spośród równych. W istocie każdą z nominowanych książek – i Filipa Gańczaka o tropicielu nazistów Janie Sehnie, i Józefa Krzyka oraz Barbary Szmatloch o Korfantym, i Agnieszki Rybak oraz Anny Smółki za reportaże historyczne z dawnych Kresów – mogłyby znaleźć się na podium. Proszę zajrzeć do uzasadnień nominacyjnych. Ale… co najmniej jeszcze dwie książki moglibyśmy śmiało nominować i o nich chciałbym kilka słów powiedzieć. Pierwsza to Doroty Karaś i Marka Sterlingowa „Walentynowicz. Anna szuka raju” (Znak) – bardzo mozolna, wymagająca wiele trudu, taktu i cierpliwości, podróż do różnych obszarów działalności i różnych sfer psychologiczno-emocjonalnych legendy Solidarności. Rzetelny stosunek duetu autorskiego do rozmaitych wersji faktów, również z zakresu życia osobistego.
Druga książka jest autorstwa mojego kolegi redakcyjnego Piotra Pytlakowskiego. „Ich matki, nasi ojcowie” (Rebis) – to zbiór spisanych w różnych czasach wyznań tych, którzy byli dziećmi w 1945 r. Dziećmi Mazurów, Kaszubów, Ślązaków i nawet Niemców. Tych, którzy mieli „dziadków w Wehrmachcie”. Tych, którzy spotkali się – z uzasadnionym historycznie i emocjonalnie – odwetem mojego pokolenia i pokolenia moich rodziców. A jednak pozostali w Polsce mimo stygmatyzowania, mimo szykan, ale z nieustającą traumą. Niektórzy przyjęli nową tożsamość, niektórzy ciągle pozostają w ukryciu. „Niewygodna historia powojennej Polski” – taki podtytuł dał Pytlakowski swojej książce. Bardzo, bardzo poruszająca.
Kończę. Podziękowania dla jurorów, gratulacje dla laureatów, uznanie dla wydawców. Do zobaczenia w realu.
REDAKTOR MARIAN TURSKI, PRZEWODNICZĄCY JURY