Tożsamość a ciepła woda w kranie
Artykuł mojego kolegi Sławka Drelicha z Liberte! – czytaj całość na stronach Liberte!
Wypowiedzi niektórych polityków i publicystów, jakoby spory na temat problemów w relacjach między państwem a Kościołem katolickim, w sprawie związków partnerskich czy warunków dopuszczalności in vitro bądź przerywania ciąży były tzw. problemami zastępczymi, wydają się wybitnym przejawem ignorancji. Starają się odwrócić uwagę Polaków od niezwykle ważkich spraw tożsamościowych i przenieść ją na kwestie – też, rzecz jasna, niezwykle istotne – dotyczące dobrobytu czy „infrastruktury życia codziennego”. Ignoranci tego typu sprowadzić chcą świadomość obywatelską do przysłowiowej ciepłej wody z kranu kosztem refleksji nad fundamentami natury aksjologicznej czy antropologicznej.
Poloniae defensor
Polak katolik; nieokiełznany i wybuchowy Sarmata, przekonany o własnej nieomylności i wyjątkowości; Mesjasz i Winkelried narodów, broniący niestrudzenie przedmurza chrześcijaństwa i łacińskiej cywilizacji; skłonny do anarchizmu indywidualista, przedkładający złotą wolność nad porządek i skuteczność struktur państwa; suwerennościowiec, autonomista, bojownik o sprawę niezależności i niezawisłości, gotów do poniesienia największej ofiary; sceptyczny wobec Niemców – świadom tego, kto rozpętał II wojnę światową; na pewno nie rusofob, ale z jeszcze większą pewnością – rusorealista; europragmatyk, sprawnie przeliczający strumienie pieniędzy napływające z Brukseli do Warszawy; wrażliwy na punkcie wszystkiego, co polskie i swojskie. Oto Polak. Oto polskość, która nieustannie zderzać się musi ze wschodnimi barbarzyńcami i zachodnimi bezbożnikami. Polskość, którą jednak znajdziemy dziś już wyłącznie w wypowiedziach niektórych polityków i publicystów oraz marzeniach i wyobrażeniach nielicznych.
Część z nich – ci nadający sobie niejako tytuł Poloniae defensor – w rzeczywistości bronią czegoś, co nigdy nie istniało w świecie rzeczywistym. Budują flanki wokół oblężonej twierdzy, jaką jest owa wyimaginowana polskość zbudowana przez pisarzy i poetów, polityków i ideologów, starających się dodać Polakom odwagi i nadziei w czasach trudnych. Wydaje im się, że także współcześnie zdołają zaprząc do walki buntujące się przeciwko rzekomym zdrajcom zagrażającym polskiej tożsamości i interesom narodowym masy. Tymczasem dokonują jedynie reaktywacji mitów, na których bazie może i uda się trafić do mediów, wywołać dyskusje czy spory w studiach telewizyjnych oraz przypomnieć niektórym Polakom o Mickiewiczu, Sienkiewiczu i Dmowskim, jednakże nie ma najmniejszych szans, by używając ich, udało się zbudować potężną siłę polityczną, zmobilizować społeczeństwo do pozytywnej działalności obywatelskiej, a tym bardziej, by możliwe stało się uczynienie z tych mitów rzeczywistości. Mit pozostanie mitem, niezależnie od tego, jak często będzie się go powtarzało.
Spojrzenie na polską tożsamość przez pryzmat dziewiętnastowiecznych bolączek narodu pozbawionego państwa czy też dwudziestowiecznych klęsk i prześladowań ze strony totalitarnych reżimów państw sąsiednich nie oddaje tego, kim Polacy są dziś. Rzecz jasna, niemal półwieczne poddaństwo względem komunistycznej dyktatury czy wcześniej 123-letnia niewola i rozbicie narodu na trzy części musiało wywrzeć wpływ na polskość, zarówno na polskie współczesne bolączki, jak i cnoty (nie należę bowiem do tych, którzy w polskości dopatrują się wyłącznie „polactwa”). Jednakowoż taki obraz polskiej tożsamości jest nazbyt ograniczony i zdaje się ignorować to, kim Polacy stali się przez ostatnie ponad dwie dekady oraz kim stają się aktualnie w swoiście zjednoczonej Europie i globalizującym się świecie.