Ekonomia społeczna a myślenie strategiczne

Zachęcam do przeczytania interesującego artykułu Piotra Frączka.
To, co dziś dominuje w myśleniu o ekonomii społecznej to spojrzenie strategiczne. Jest to nie tylko ważna, ale wręcz kluczowa kwestia, która przesądza o tym, czy przedsiębiorstwa ES staną się istotnym elementem w naszym systemie społeczno-gospodarczym, czy będą tylko marginesem, dopuszczalnym błędem.

Kiedy czytamy o działalności spółdzielni polskich pod zaborami w XIX wieku odnosimy wrażenie, że historia ta nie tyle opowiada o oddolnych, lokalnych inicjatywach, ile opisuje dzieje ogólnokrajowych instytucji. Jest to wrażenie trochę mylące, bo prawdziwa praca odbywała się wówczas lokalnie. Bez setek inicjatyw, z ich sukcesami i porażkami, bez rzeszy anonimowych społeczników, którzy podejmowali działalność nie byłoby ówczesnego ruchu spółdzielczego, nie byłoby więc też tych centralnych inicjatyw. Jednak myliłby się także i ten, kto patrząc na konkretne przykłady nie doceniałby roli patronatu, instytucji finansowych, zjazdów i związków. Pojedyncze sukcesy tylko dzięki tym instytucjom mogły się rozwijać, dając też szanse i nadzieje innym podobnym inicjatywom. Chociażby ten wspomniany (dziś zupełnie zapomniany) „patronat” , który dostarczał wiedzy, wspierał, ale też kontrolował. Stąd też wzięła się – tak obco brzmiąca dziś – idea lustracji. Samokontrola wśród spółdzielni była tak dobra, że państwo ograniczyło się do kontroli tych, które nie były kontrolowane przez samorząd spółdzielczy.

Infrastruktura XIX-wiecznych spółdzielni (obecna we wszystkich trzech zaborach), opierała się więc na tej „troistej” strukturze. Należały do niej: organizacje wspierające rozwój i podnoszenie kwalifikacji (patronat), wspólne instytucje finansowe oraz formy reprezentacji, umożliwiające poszczególnym członkom udział w ustalaniu kierunków rozwoju całej spółdzielczości. Z jednej strony to wielka nauka dla nas, z drugiej pytanie: jak tamte doświadczenia przystosować do dzisiejszych warunków? Obecne działania idą niejako w podobnych kierunkach. Mamy ośrodki wsparcia (póki co szczodrze finansowane z 7.2.2), które może w niewielkim stopniu, ale cieszą się podobnym autorytetem jak XIX-wieczny patronat. Próbują także spełniać jego rolę. Mamy dyskusję na temat sposobu wsparcia finansowego dla przedsiębiorstw społecznych. W moim przekonaniu, ciągle na gadaniu się kończy. Poza dotacjami (które w swej istocie psują ekonomię społeczną, choć nikt nie neguje, iż dobrze wykorzystane mają wielką moc sprawczą) nie tylko systemu nie ma, ale ciągle brakuje źródeł racjonalnego zwrotnego finansowania inicjatyw społecznych w tym obszarze. No i reprezentacja. W Polsce działa Stała Konferencja Ekonomii Społecznej (tzw. SKES), która już wypracowała swoją markę. Pytaniem pozostaje, na ile reprezentuje już wszystkie podmioty ekonomii społecznej, czyli na ile jest reprezentatywna. Musimy o tym myśleć, musimy o tym dyskutować.

 

czytaj całość