Nowa fala konfliktów pracowniczych wiąże się ze zmianami na krajowych i globalnym rynku pracy. Coraz większy jego segment stanowią prekariusze. W Polsce to już przynajmniej jedna trzecia pracujących.
W listopadzie w Belgii 100 tysięcy pracowników protestowało przeciwko centroprawicowemu rządowi planującemu wprowadzenie oszczędności budżetowych. Oznaczają one m.in. podwyższenie wieku emerytalnego z 65 do 67 lat, podniesienie kosztów edukacji i zmniejszenie dodatku na dziecko. Demonstracje zorganizowały trzy związki zawodowe: chadecki, liberalny i socjalistyczny. Doszło do starć z policją, a rząd wydawał się zaskoczony gwałtowną reakcją pracowników.
Od kilku już lat jesteśmy przyzwyczajeni do widoku setek tysięcy ludzi protestujących przeciwko neoliberalnemu kapitalizmowi. Belgia nie jest pierwszym europejskim krajem, w którym doszło do tak raptownych wystąpień. Wdzieliśmy je już choćby w Hiszpanii, Grecji czy Islandii.Napięcia społeczne wzrosły również tam, gdzie przeniósł się europejski czy amerykański przemysł – w Azji czy Ameryce Łacińskiej. W Chinach fala niepokojów pracowniczych narasta od dwóch dekad. W Bangladeszu wściekli pracownicy i pracownice protestują, podpalając fabryki i magazyny pełne ciuchów, które czekają na transport do Europy i USA. Mimo tego wzrostu napięcia wielu komentatorów, naukowców czy dziennikarzy boi się nazwać sprawę po imieniu – mamy do czynienia z nową walką klas.
W 2003 roku ukazała się na Zachodzie praca na ten temat amerykańskiej socjolożki Beverly J. Silver. Wraz z pojawieniem się jej na rynku Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne uznało wydawnictwo za najlepszą książkę roku (2005 r.). Polski przekład (2009 r.) nie spotkał się jednak z większym zainteresowaniem. Nie wykluczone, że z powodu tytułu („Globalny proletariat”), albo zbyt naukowego języka. Albo po prostu było jeszcze za wcześnie. Silver utrzymuje, że mniej więcej od końca lat 70. poprzedniego stulecia, fala rewindykacyjnych wystąpień pracowniczych, wraz z nastaniem neoliberalnego kapitalizmu i masowego przenoszenia zakładów pracy, wyraźnie opadła. Trend ten utrzymywał się do końca lat 90., kiedy autorka książki skończyła swoje badania. Jednak z nastaniem XXI stulecia pracowniczych niepokojów na świecie zaczęło szybko przybywać, a kryzys z 2008 podziałał jak katalizator.
Nowa fala konfliktów pracowniczych wiąże się także ze zmianami na krajowych i globalnym rynku pracy. Coraz większy jego segment stanowią pracownicy i pracownice określani mianem prekariuszy, zatrudnionych na wysoce niestabilnych warunkach pracy, na śmieciowych umowach i bez odpowiednich zabezpieczeń socjalnych. Pracują więcej, ciężej i za mniejsze pieniądze niż dotychczas zatrudnieni w wielkim przemyśle proletariusze. Piszę, upraszczając problem, zarzewiem bowiem wielu konfliktów była i jest także „stara klasa robotnicza”. Nie poddawała się ona biernie presji restrukturyzacji. Nie należy też mylić prekariuszy jedynie z zatrudnianą w handlu i usługach, za barem i ladą, młodzieżą. Są nimi także nowi pracownicy fizyczni specjalnych stref ekonomicznych i agencji pracy tymczasowych, czy „wyrzucone” (outsourcing) z publicznych instytucji (sądy, uniwersytety, urzędy) sprzątaczki w wieku 50+.
całość artykułu Jarosława Urbańskiego czytaj w Forbes